Nie zapowiadało się ciekawie, ciężkie chmury już od rana zawisły nad miastem a w drodze na Lubieszyn zaczęły się skraplać. Zmoczeni, powątpiewając że jakichkolwiek rowerzystów (bo komu by się chciało wyściubiać nos spod pierzyny w taką pogodę) zastaniemy na miejscu zbiórki - zajechaliśmy do MacDonalda.
Po odczynieniu skutecznych czarów nad czarną kawą,
udaliśmy się na punkt docelowy, gdzie się miło rozczarowaliśmy widząc grupę ok. 20 osób zmierzających ku nam od strony granicy.
Po udzieleniu ostatnich wskazówek zmotoryzowanemu policmajstrowi
i przetłumaczeniu na język całkowicie mi obcy
z entuzjazmem ruszyliśmy!
Droga wiodła przez Dobrą i Wołczkowo, gdzie dołączali się kolejni rowerzyści.
A na Głębokim nasza Grupa Lubieszyńska połączyła się z Monterową Grupą Policką.
I dalej przez aleję Wojska Polskiego,
Plac Odrodzenia,
aż do punktu docelowego, jakim był pomnik Adama Mickiewicza w parku Stefana Żeromskiego.
Tu niestety przywitała nas cisza ponieważ elektrykom rozlała się gdzieś faza i w związku z tym nie działało nagłośnienie.. sam więc obwieściłem nasze przybycie!
... po czym udałem się na sesję zdjęciową - mistrzunio drugiego planu
Wreszcie nadszedł czas rozpoczęcia Wielkiego Przejazdu na którego początku usytuowali się główni organizatorzy
a my pode cerkwią przygotowaliśmy się do rozdania szprychówkolosów.
W Wielkim Przejeździe Rowerowym, pomimo niezbyt sprzyjającej aury (chociaż nie padało - kawa nadal działała) uczestniczyło jakieś półtora tysiąca bajków...
były też przerwy, podczas których można było sobie zrobić zdjęcie przytulane
i takie trochę bardziej dystansowe
a ponieważ rowerzystom przeszkadza dymek z papierosa, poszedłem więc zapalić na przystanek tramwajowy...
Na rondach prezentowaliśmy się bardzo okazale...
no może oprócz Kajacka...
Powróciliśmy na miejsce rozpoczęcia, jeszcze tylko losowanie roweru, potem sprzątanie a zaduma na mym obliczu świadczy że coś się znów kończy...
Na koniec organizatorzy wykazali się jeszcze jedną dobrą stroną - zapraszając wolontariuszy na poczęstunek (kto nie był ten gapa).
A zwieńczeniem Wielkiego Święta Cyklicznego był poczęstunek u mnie
I kolejne, udane dzięki sprzyjającej pogodzie nasze, regionalne święto rowerowe które właściwie było kopią zeszłego roku...dla mnie i kilkoro innych osób zaczęło się bardzo wcześnie bo już o 6.30 byliśmy umówieni przy zajezdni Klonowica, skąd wraz z rześkim porankiem udaliśmy się tą samą, co zeszłego roku - drogą
do Lőcknitz... i stąd w siódemkę mieliśmy eskortować grupę niemieckich rowerzystów, których była... aż trójka.
Na granicy w Lubieszynie tym razem oczekiwała, mająca eskortować nas Policja... a i grupa się nieznacznie powiększyła
i rosła wraz mijanymi miasteczkami - Dobrą, Wołczkowem,
aby na Głębokim połączyć się z jeszcze większą nitką Policką.
Stąd obie połączone nitki w liczbie ok. 500 rowerzystów udały się na miejsce docelowe, czyli park Żeromskiego - pomnik Adama Mickiewicza, gdzie dostąpiłem zaszczytu gadania do mikrofonu.
Po zjechaniu na punkt wszystkich rowerzystów - okazało się że jest nas całkiem sporo...
i ciężko było mi znaleźć w tym tłumie syna wraz z jego dziewczyną - Olą.
Z ciekawostek rowerowych był czołg Rudy i samolot Orzeł 1
Po odprawie na zapleczu sceny głównej,
ok. cztery tysiące rowerzystów udało się na wspólny przejazd ulicami Szczecina,
pośród których najbardziej atrakcyjną - Trasą Zamkową, na której był krótki postój,
który chyba zakłopotał jednego z organizatorów, gdyż marsowe oblicze ukazał...
Długo się ciągnął wąż rowerzystów zjeżdżających z Trasy Zamkowej
Po powrocie, schłodzeniu się w ulicznej ścianie wodnej i paru jeszcze innych atrakcjach, nastąpiło podziękowanie - czynnemu rowerzyście - Marszałkowi Województwa panu Olgierdowi Geblewiczowi,
po czym została wybrana dziewczynka do losowania głównej nagrody - roweru elektrycznego
a szczęśliwym posiadaczem wylosowanej szprychówki okazał się ów człowiek...
Były jeszcze pomniejsze nagrody, między innymi za największą dostarczoną ilość nakrętek i jedną z medalistek w tym konkursie okazała się nasza koleżanka Iwonka...
Na zakończenie posprzątaliśmy teren parku i udaliśmy się do "Fabryki",
gdzie miało się odbyć podsumowanie Święta Cyklicznego ale poprzestano na konsumpcji, która to z kolei zapoczątkowała całkiem inny rodzaj świętowania.
Gwieździsty zlot rowerzystów w Berlinie jest chyba największą na świecie tego typu imprezą (ok. 200 000 rowerów) i wręcz nie wypada na nim nie być, zwłaszcza że mieszka się tak niedaleko. Ponieważ pogoda zapowiadała się wręcz idealnie oraz fakt że już kilka razy uczestniczyłem w tej paradzie, postanowiłem rozszerzyć ją o dodatkowe zwiedzanie... Poczdamu.
Takie małe porównanie: wejście - zejście na peron dworcowy w dwóch miastach o liczbie ludności:
400 000 i 40 000
Ponieważ zarówno zdjęć jak i wrażeń zbyt wiele jak na jeden dzień więc pokrótce...
Eberswalde
Rzesza Niemiecka
Berlin
Poczdam
Konferencja Wielkiej Trójki w Pałacu Cecilienhof
a czym najbardziej interesowały się dziewczyny...?
Noc Muzeów zacząłem od piwa i gulaszowej w Zjawie... potem usadowiłem się na Rynku Siennym, gdzie średniowieczni rycerze walczyli ze sobą a gawiedź się jak zwykle beznamiętnie przypatrywała...
ponieważ kolejne piwo dało się we znaki, postanowiłem skorzystać z wychodka, gdzie też można ulec reklamie...
Doznania ze sztuki kulinarnej - w ramach Nocy Muzeów - dopełniły "Historyczne przysmaki podzamcza", czyli Bruchette Chrobrego... trzeba przyznać że nasz władca miał gust...
Na sztucznej górce śmieci, zastała przedstawiona w formie audiowizualizacji historia Czarnej Jolki - która była katem i sama spłonęła na stosie...
były jeszcze inne, liczne atrakcje jak choćby koncert zespołu "Bubliczki" - prezentujący folk kaszubski...
ale wszystkiego nie dało rady zaliczyć a poza tym zaczął padać deszcz więc trzeba było wracać.