Wielkie Święto Cykliczne
Niedziela, 21 czerwca 2015 Kategoria cyklhorda, impreza, święta
Km: | 55.59 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:58 | km/h: | 14.01 |
Pr. maks.: | 42.59 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hercules Leonardo | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nie zapowiadało się ciekawie, ciężkie chmury już od rana zawisły nad miastem a w drodze na Lubieszyn zaczęły się skraplać. Zmoczeni, powątpiewając że jakichkolwiek rowerzystów (bo komu by się chciało wyściubiać nos spod pierzyny w taką pogodę) zastaniemy na miejscu zbiórki - zajechaliśmy do MacDonalda.
Po odczynieniu skutecznych czarów nad czarną kawą,
udaliśmy się na punkt docelowy, gdzie się miło rozczarowaliśmy widząc grupę ok. 20 osób zmierzających ku nam od strony granicy.
Po udzieleniu ostatnich wskazówek zmotoryzowanemu policmajstrowi
i przetłumaczeniu na język całkowicie mi obcy
z entuzjazmem ruszyliśmy!
Droga wiodła przez Dobrą i Wołczkowo, gdzie dołączali się kolejni rowerzyści.
A na Głębokim nasza Grupa Lubieszyńska połączyła się z Monterową Grupą Policką.
I dalej przez aleję Wojska Polskiego,
Plac Odrodzenia,
aż do punktu docelowego, jakim był pomnik Adama Mickiewicza w parku Stefana Żeromskiego.
Tu niestety przywitała nas cisza ponieważ elektrykom rozlała się gdzieś faza i w związku z tym nie działało nagłośnienie.. sam więc obwieściłem nasze przybycie!
... po czym udałem się na sesję zdjęciową - mistrzunio drugiego planu
Wreszcie nadszedł czas rozpoczęcia Wielkiego Przejazdu na którego początku usytuowali się główni organizatorzy
a my pode cerkwią przygotowaliśmy się do rozdania szprychówkolosów.
W Wielkim Przejeździe Rowerowym, pomimo niezbyt sprzyjającej aury (chociaż nie padało - kawa nadal działała) uczestniczyło jakieś półtora tysiąca bajków...
były też przerwy, podczas których można było sobie zrobić zdjęcie przytulane
i takie trochę bardziej dystansowe
a ponieważ rowerzystom przeszkadza dymek z papierosa, poszedłem więc zapalić na przystanek tramwajowy...
Na rondach prezentowaliśmy się bardzo okazale...
no może oprócz Kajacka...
Powróciliśmy na miejsce rozpoczęcia, jeszcze tylko losowanie roweru, potem sprzątanie a zaduma na mym obliczu świadczy że coś się znów kończy...
Na koniec organizatorzy wykazali się jeszcze jedną dobrą stroną - zapraszając wolontariuszy na poczęstunek (kto nie był ten gapa).
A zwieńczeniem Wielkiego Święta Cyklicznego był poczęstunek u mnie
(całe szczęście że tylko jeden chętny).