cmentarz
Sobota, 23 czerwca 2012 Kategoria alienacja
Km: | 12.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:49 | km/h: | 14.69 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hercules Leonardo | Aktywność: Jazda na rowerze |
obiad
Piątek, 22 czerwca 2012 Kategoria szarość
Km: | 7.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:27 | km/h: | 15.56 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hercules Leonardo | Aktywność: Jazda na rowerze |
obiad
Czwartek, 21 czerwca 2012 Kategoria szarość
Km: | 6.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:23 | km/h: | 15.65 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hercules Leonardo | Aktywność: Jazda na rowerze |
obiad
Środa, 20 czerwca 2012 Kategoria szarość
Km: | 6.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:22 | km/h: | 16.36 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hercules Leonardo | Aktywność: Jazda na rowerze |
obiad
Wtorek, 19 czerwca 2012 Kategoria szarość
Km: | 6.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:25 | km/h: | 14.40 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hercules Leonardo | Aktywność: Jazda na rowerze |
obiad
Poniedziałek, 18 czerwca 2012 Kategoria szarość
Km: | 6.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:23 | km/h: | 15.65 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hercules Leonardo | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rajd w Dobrej
Sobota, 16 czerwca 2012 Kategoria cyklhorda
Km: | 53.00 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 03:09 | km/h: | 16.83 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 90m | Sprzęt: Hercules Leonardo | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rajd rowerowy w Dobrej, zorganizowany przez LGD (Lokalna Grupa Działania) - Dobre Gminy. Schematem przypominająca Tour de Natur, może trochę skromniejsza ale za to bardziej przejrzysta ze względu na brak bariery językowej. Jedną z intrygujących atrakcji miało być poszukiwanie skarbu w Stolcu.
Był nawet wątek na forum, bez większego zainteresowania.
Sporo osób, zwłaszcza z gmin bardziej oddalonych zostało dowiezionych samochodami z przyczepkami na rowery. Ze Szczecina spotkałem Janusza, poznałem Włodka - który ma zamiar zapisać się do RS, samochodem dojechał też Tomek z rodziną.
Był nawet wątek na forum, bez większego zainteresowania.
Sporo osób, zwłaszcza z gmin bardziej oddalonych zostało dowiezionych samochodami z przyczepkami na rowery. Ze Szczecina spotkałem Janusza, poznałem Włodka - który ma zamiar zapisać się do RS, samochodem dojechał też Tomek z rodziną.
obiad
Czwartek, 14 czerwca 2012 Kategoria szarość
Km: | 6.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:24 | km/h: | 15.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hercules Leonardo | Aktywność: Jazda na rowerze |
Tour De Natur czyli Tłumnie do Niemiec
Niedziela, 10 czerwca 2012 Kategoria cyklhorda
Km: | 133.00 | Km teren: | 6.00 | Czas: | 07:33 | km/h: | 17.62 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hercules Leonardo | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwsza tak daleka wycieczka i na dodatek w całości - od domu do domu - przejechana rowerem. Przy okazji rekord jednorazowo przejechanych kilometrów.
Trasa: Szczecin - Schwedt - Criewen - Szczecin
"Godzina piata minut trzydzieści, kiedy pobudka zagrała..." oj trzeba było się sprężać z kawką aby zdążyć na czas - na zbiórkę...
...zbiórka - Plac Lotników godz. 6.30 rano. Rozdanie szprychówek, koszulek (kto jeszcze nie miał), podział na trzy piętnastoosobowe podgrupy (takie nasze prawo) i w drogę...
Gdzieś w okolicy Przecławia krótka przerwa (szybki dymek), podgrupy scaliły się i dalej już razem.
Na przodzietandetni tandemowi przewodnicy stada - jeszcze bez baneru.
Poczet Sztandarowy
i inni...
Uwaga!!!
Jedzie Siwobrody!!!
Pomimo że gonił nas czas (rozpoczęcie imprezy wyznaczono na godz. 10) to tempo było do wytrzymania, jednocześnie na tyle szybkie iż nie pozwalało napawać się malowniczymi widokami doliny Dolnej Odry.
Pomyślałem - nic to, w drodze powrotnej nie trzeba będzie się tak śpieszyć, więc będzie jeszcze okazja.
Wreszcie długo oczekiwana przerwa - na uzupełnienie kalorii, płynów izotonicznych a przede wszystkim na dostarczenie organizmowi niezbędnej nikotyny.
I przy okazji uzupełnienie oflagowania...
Zbliżamy się do celu - po prawej papiernia w Vierraden - dawna dzielnica Schwedt, obecnie oddzielne miasteczko:
Punkt dziesiąta, silna grupa pod biało-czerwonymi i rowerowymi sztandarami, przy wtórze trąbek i dzwonków, zajechała pod galerię Oder Center (jeden z organizatorów).
Zostaliśmy (tak twierdzą zaznajomieni z językiem germańskim} serdecznie powitani i przydzieleni do trasy (bodajże nr 3) na Criewen. Można tu też było wykupić za dwa ojro kupon biorący udział w konkursie i jednocześnie upoważniający do otrzymania posiłku regeneracyjnego. Znając niemiecką gospodarność na wszelki wypadek kupiłem dwa kupony...
Spod centrum handlowego, wspólnie z niemieckimi rowerzystami ruszyliśmy znów ścieżką rowerową umiejscowioną na wale przeciwpowodziowym, lecz tym razem w ciszy bowiem wjeżdżaliśmy na tereny Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry (kolejny organizator).
Ale nawet bezdźwięcznie byliśmy zauważalni.
Po drodze zrobił się mały zator, więc miałem okazję do zrobienia zdjęć
tym z przodu
tym z tyłu
i tym w środku
...a gdzieś na trasie załapałem się na zdjęcie Tomka a że nigdzie nie występuję pozwoliłem je sobie umieścić
...a potem wjechaliśmy w zamaczone pola...
Po dotarciu na miejsce, czyli siedziby Parku Narodowego w Criewen, spieszyliśmy się na nieznaczną już odległość ok 200 m. gdzie zastaliśmy starannie przygotowane dla nas miejsce piknikowe. Najbardziej wygłodzeni ustawili się od razu w kolejce po posiłek a najbardziej spragnieni w kolejce po piwo...
W ramach kuponu do wyboru była grochóweczka z wkładką lub spaghetti. Niestety piwo nie wchodziło w skład posiłku i trzeba było wyłuskać kolejne 2 ojro...
Doskwierało troszkę słoneczko, więc po zaspokojeniu głodu udaliśmy się na sjestę w cieniu parkowych drzew, gdzie mogliśmy się nadal orzeźwiać dobrze schłodzonym, niemieckim napojem chmielowym. Uszczupliło to budżet o kolejne dwuojrówki. Dla wygody zabraliśmy też ze sobą ławeczkę...
Z błogiego lenistwa wyrwał nas kierownik wycieczki, zarządzając grupowe zdjęcie. Opieszale ale karnie udaliśmy się nad zarośniętą rzęsą sadzawkę...
gdzie nastąpiła sesja zdjęciowa...
... nam na mostku
...i żabom w sadzawce
a po sesji rozeszliśmy się do dalszego, rozkosznego nicnierobienia
Podczas degustacji kolejnego browarku usłyszałem o pewnej atrakcji na którą wszyscy podążają. Ciekawość wzięła górę nad lenistwem i też się w owe miejsce udałem.
Atrakcją okazało się dosiadanie ptaka w lokalnym muzeum. I w czasie tej ekstatycznej czynności udało mi się podglądnąć Tunię...
Muzeum dysponuje - poza najbardziej obleganym ptakiem - również innymi atrakcjami, takimi jak: prezentacje multimedialne (nawet w języku polskim), makietami terenu, akwariami z żywymi rybami...
...rybami spreparowanymi
i... Yogim... ale nie misiem...
Potem było przedstawienie Pippi Langstrumpf ale...
...jak zrozumieć taką bajkę przy takim słonecku, skoro po niemiecku...
Były jeszcze konkursy zorganizowane przez organizatorów i przez nasz RS, ale wówczas poszedłem zrealizować swój drugi kupon i w spokoju spożyć niemieckie spaghetti.
Na zakończenie udaliśmy się do naszych bicykli i tu nastąpiło nasze wewnętrzne losowanie nagród na podstawie numerków szprychówek,
po czym ruszyliśmy w drogę powrotną.
Niestety, pomimo zapewnień kierownictwa wycieczki płonne okazały się nadzieje na relaksacyjny powrót i podziwianie widoków. Tempo wzrosło chyba do 30 km/h, co wraz ze spożytym piwem spowodowało że widziałem już białe...
...krowy!
Na szczęście dla mnie Sunek złapała gumę, co dało okazję do zapalenia i zaobserwowania czynności polegającej na wymianie dętki.
Potem zapewniła jeszcze jedną przerwę na krótką sesję zdjęciową, na drewnianym mostku.
Młodzi uciekli ale na szczęście dogoniłem Tunię i już nieśpiesznie przemieszczaliśmy się w kierunku miasteczka Gartz.
...i wreszcie za kolejnym zakolem rzeki, oczom naszym ukazały się długo wypatrywane wieżyczki Gartzu,
gdzie czekali Ci szybcy aby ponownie rozdzielić się na różne drogi powrotu. Jedni obrali kierunek na Mescherin, inni na Tantow a jedna Pani to nawet na Santocką...
Ja w obawie przed ponowną gonitwą wybrałem kierunek Tuni, czyli drogę czereśniową. I był to słuszny wybór, bowiem miałem wreszcie okazję zjeść jedną z wielu kanapek zabranych na drogę (reszta zepsuła się w domu), pokosztować przydrożnych czereśni - całkiem zresztą słodkich...
i wreszcie ponapawać się widokami:
"...tych pól malowanych zbożem rozmaitem
wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem..."
W Kołbaskowie jeszcze zapaliliśmy po całym, pożegnaliśmy się i resztę drogi pokonałem już w lekkim półśnie.
Trasa: Szczecin - Schwedt - Criewen - Szczecin
"Godzina piata minut trzydzieści, kiedy pobudka zagrała..." oj trzeba było się sprężać z kawką aby zdążyć na czas - na zbiórkę...
...zbiórka - Plac Lotników godz. 6.30 rano. Rozdanie szprychówek, koszulek (kto jeszcze nie miał), podział na trzy piętnastoosobowe podgrupy (takie nasze prawo) i w drogę...
Gdzieś w okolicy Przecławia krótka przerwa (szybki dymek), podgrupy scaliły się i dalej już razem.
Na przodzie
Poczet Sztandarowy
i inni...
Paweł z przymrużeniem oka© hombredelrio
Uwaga!!!
Jedzie Siwobrody!!!
Pomimo że gonił nas czas (rozpoczęcie imprezy wyznaczono na godz. 10) to tempo było do wytrzymania, jednocześnie na tyle szybkie iż nie pozwalało napawać się malowniczymi widokami doliny Dolnej Odry.
Pomyślałem - nic to, w drodze powrotnej nie trzeba będzie się tak śpieszyć, więc będzie jeszcze okazja.
Wreszcie długo oczekiwana przerwa - na uzupełnienie kalorii, płynów izotonicznych a przede wszystkim na dostarczenie organizmowi niezbędnej nikotyny.
I przy okazji uzupełnienie oflagowania...
Zbliżamy się do celu - po prawej papiernia w Vierraden - dawna dzielnica Schwedt, obecnie oddzielne miasteczko:
Punkt dziesiąta, silna grupa pod biało-czerwonymi i rowerowymi sztandarami, przy wtórze trąbek i dzwonków, zajechała pod galerię Oder Center (jeden z organizatorów).
Zostaliśmy (tak twierdzą zaznajomieni z językiem germańskim} serdecznie powitani i przydzieleni do trasy (bodajże nr 3) na Criewen. Można tu też było wykupić za dwa ojro kupon biorący udział w konkursie i jednocześnie upoważniający do otrzymania posiłku regeneracyjnego. Znając niemiecką gospodarność na wszelki wypadek kupiłem dwa kupony...
Spod centrum handlowego, wspólnie z niemieckimi rowerzystami ruszyliśmy znów ścieżką rowerową umiejscowioną na wale przeciwpowodziowym, lecz tym razem w ciszy bowiem wjeżdżaliśmy na tereny Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry (kolejny organizator).
Ale nawet bezdźwięcznie byliśmy zauważalni.
Po drodze zrobił się mały zator, więc miałem okazję do zrobienia zdjęć
tym z przodu
tym z tyłu
i tym w środku
...a gdzieś na trasie załapałem się na zdjęcie Tomka a że nigdzie nie występuję pozwoliłem je sobie umieścić
zdjęcie Tomka 1© hombredelrio
...a potem wjechaliśmy w zamaczone pola...
Po dotarciu na miejsce, czyli siedziby Parku Narodowego w Criewen, spieszyliśmy się na nieznaczną już odległość ok 200 m. gdzie zastaliśmy starannie przygotowane dla nas miejsce piknikowe. Najbardziej wygłodzeni ustawili się od razu w kolejce po posiłek a najbardziej spragnieni w kolejce po piwo...
W ramach kuponu do wyboru była grochóweczka z wkładką lub spaghetti. Niestety piwo nie wchodziło w skład posiłku i trzeba było wyłuskać kolejne 2 ojro...
Doskwierało troszkę słoneczko, więc po zaspokojeniu głodu udaliśmy się na sjestę w cieniu parkowych drzew, gdzie mogliśmy się nadal orzeźwiać dobrze schłodzonym, niemieckim napojem chmielowym. Uszczupliło to budżet o kolejne dwuojrówki. Dla wygody zabraliśmy też ze sobą ławeczkę...
zdjęcie Tomka 2© hombredelrio
Z błogiego lenistwa wyrwał nas kierownik wycieczki, zarządzając grupowe zdjęcie. Opieszale ale karnie udaliśmy się nad zarośniętą rzęsą sadzawkę...
gdzie nastąpiła sesja zdjęciowa...
... nam na mostku
...i żabom w sadzawce
a po sesji rozeszliśmy się do dalszego, rozkosznego nicnierobienia
Podczas degustacji kolejnego browarku usłyszałem o pewnej atrakcji na którą wszyscy podążają. Ciekawość wzięła górę nad lenistwem i też się w owe miejsce udałem.
Atrakcją okazało się dosiadanie ptaka w lokalnym muzeum. I w czasie tej ekstatycznej czynności udało mi się podglądnąć Tunię...
Muzeum dysponuje - poza najbardziej obleganym ptakiem - również innymi atrakcjami, takimi jak: prezentacje multimedialne (nawet w języku polskim), makietami terenu, akwariami z żywymi rybami...
...rybami spreparowanymi
i... Yogim... ale nie misiem...
Potem było przedstawienie Pippi Langstrumpf ale...
...jak zrozumieć taką bajkę przy takim słonecku, skoro po niemiecku...
Były jeszcze konkursy zorganizowane przez organizatorów i przez nasz RS, ale wówczas poszedłem zrealizować swój drugi kupon i w spokoju spożyć niemieckie spaghetti.
Na zakończenie udaliśmy się do naszych bicykli i tu nastąpiło nasze wewnętrzne losowanie nagród na podstawie numerków szprychówek,
po czym ruszyliśmy w drogę powrotną.
Niestety, pomimo zapewnień kierownictwa wycieczki płonne okazały się nadzieje na relaksacyjny powrót i podziwianie widoków. Tempo wzrosło chyba do 30 km/h, co wraz ze spożytym piwem spowodowało że widziałem już białe...
...krowy!
Na szczęście dla mnie Sunek złapała gumę, co dało okazję do zapalenia i zaobserwowania czynności polegającej na wymianie dętki.
Potem zapewniła jeszcze jedną przerwę na krótką sesję zdjęciową, na drewnianym mostku.
Młodzi uciekli ale na szczęście dogoniłem Tunię i już nieśpiesznie przemieszczaliśmy się w kierunku miasteczka Gartz.
...i wreszcie za kolejnym zakolem rzeki, oczom naszym ukazały się długo wypatrywane wieżyczki Gartzu,
gdzie czekali Ci szybcy aby ponownie rozdzielić się na różne drogi powrotu. Jedni obrali kierunek na Mescherin, inni na Tantow a jedna Pani to nawet na Santocką...
Ja w obawie przed ponowną gonitwą wybrałem kierunek Tuni, czyli drogę czereśniową. I był to słuszny wybór, bowiem miałem wreszcie okazję zjeść jedną z wielu kanapek zabranych na drogę (reszta zepsuła się w domu), pokosztować przydrożnych czereśni - całkiem zresztą słodkich...
i wreszcie ponapawać się widokami:
"...tych pól malowanych zbożem rozmaitem
wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem..."
W Kołbaskowie jeszcze zapaliliśmy po całym, pożegnaliśmy się i resztę drogi pokonałem już w lekkim półśnie.
obiad
Sobota, 9 czerwca 2012 Kategoria szarość
Km: | 8.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:29 | km/h: | 16.55 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hercules Leonardo | Aktywność: Jazda na rowerze |